poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Typowy dzień...

[42 dzień na wygnaniu]

Typowy dzień roboczy polskiego filipińczyka.

Zrywamy się z samego rana ok. 9 - 10. Zakupy na śniadanie - bagietka (znalazłem już jest normalna a nie słodka) jajka, cebula, konserwa. Ewentualnie nie biegnę na zakupy tylko zjadamy resztki z wczoraj.
Ok. 11 wyprawa nad morze. Tam jestem już w pracy bo siedząc w morzu myślę o pracy ;)
Ok. 13 wracamy i jakaś przekąska, kawa, od 14 siedzimy przy kompach i telefonach.
W czasie pracy wyskakuję zobaczyć czy jakieś świeże ryby albo kalmary przywieźli - jak tak to kupuję i Aga później smaży (ryby) albo ja (kalmary). Ryby są ważone z głowami i ze wszystkim ale po zakupie jak się chce to pan tasakiem poobcina głowy i płetwy za jedyne 5 peso. A jak nic nie kupię to... głodujemy ;)
To albo zamawiam jedzenie do domku albo po pracy idziemy w "miasto".
Po 22 kończymy pracę i albo jemy swoje produkty albo idziemy do knajp.
Weekendy trochę inaczej bo jest wolny czas i można się powłóczyć. A teraz zbliża się dłuuuugi weekend i zaczynam planować gdzie pojedziemy/polecimy/popłyniemy....




 Najpierw plaża i kąpiel...


Powrót plaży. Z lenistwa (przyznam szczerze) jeździmy motorkiem na plażę i nie chce mi się nawet koszulki zakładać. W końcu to Filipiny!
 

 Teraz już niestety trzeba się wziąć do roboty:


Świeże rybki już się smażą! "Kuchnię" przeniosłem na zewnątrz - bo przy smażeniu to strasznie gorąco się robi no i śmierdzi mniej...


2 komentarze:

  1. O i takie posty proszę umieszczać, co dzień!
    Super.

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu ktoś mnie docenił. I takie posty będą. Może nie codziennie, bo wiesz - roboty dużo, plaża, morze, siedzenie na tarasie, nicnierobienie, itp.

    OdpowiedzUsuń