sobota, 3 sierpnia 2013

Przeprowadzka do Wietnamu

W końcu nadszedł ten moment, że trzeba opuścić gościnne progi Kambodży.
O godzinie 13 wyjeżdżamy autobusem z Phnom Penh do Ho Chi Minh (Sajgon). Na rano umówiłem się ze zdaniem mieszkania - mają naszą kaucję i miałem pewne obawy czy nie będzie problemów.
Wszystko poszło sprawnie i nadspodziewanie gładko. Zapakowaliśmy nasz dobytek na tuk-tuka.

Walizki w tuk-tuku mi już ciężko było się zmieścić.

Kierowca miał trochę problemów ze znalezieniem miejsca skąd odjeżdżał nasz autobus ale w końcu wspólnymi siłami trafiliśmy.
Jeszcze chwila przerwy w lokalnej knajpce - wydajemy wszystkie kambodżańskie pieniądze na coca-colę.







Podróż mijała spokojnie ale im bliżej granicy wietnamskiej tym większy stres przeżywaliśmy - przecież nie mamy już ważnej wizy i nie wiadomo jak z tą karą będzie. Już w autobusie zostały zebrane paszporty i kierownik wycieczki (w każdym autobusie musi być jakiś kierownik) spytał czy wiemy, że musimy zapłacić karę. Obliczył, że będzie to 90$ (mi też tak wyszło).
Zatrzymaliśmy się na postój kilka kilometrów przed granicą. Wyszliśmy na dymka a tu nagle podjechało 2 motocyklistów - kierownik wziął od nas te 90 dolców - kazał wsiadać na motory i mamy jechać na granicę.
Skoro kierownik kazał - wsiadamy i jedziemy z nieznajomymi gdzieś tam... Wszystkie bagaże zostały w autobusie a do tego nie mamy nawet paszportów, jest wesoło...
Jadąc te kilka kilometrów bo bokach są same kasyna, ogromne. Przedtem jakoś ich nie widziałem w Kambodży a tutaj całe stada. Może w Wietnamie hazard jest zabroniony?
Na granicy zaprowadzono nas do pokoju gdzie srogi urzędnik miał nam wymierzyć karę. Wcale nie był srogi a wręcz sympatyczny a do tego pomylił się i kazał nam zapłacić tylko 80$. Wystawił pokwitowanie i czeka na kasiorę... Zaraz, zaraz przecież myśmy już dali i to 90$!
Wszystko się wyjaśniło - motocykliści mieli nasze pieniądze zapłacili, dostaliśmy paszporty z powrotem i kazano nam usiąść sobie wygodnie na ławeczce i czekać aż przyjedzie autobus. W autobusie upomniałem się jeszcze o 10$ różnicy i je dostałem z powrotem ;)
Teraz coś o przekraczaniu granicy: z autobusu trzeba wyjąć wszystkie swoje bagaże i z paszportem w ręce przejść przez budynek w którym są celnicy. Nie powiem żebym był szczęśliwy - bagaże mamy koszmarnie ciężkie a w dodatku jedna torba jest już bez kółek i trzeba ją nosić - no ale trudno.
Odprawa wygląda tak, że celnik ma wszystkie paszporty i wyczytuje nazwisko - trzeba podejść z tobołkami, pokłonić się odebrać paszport, przejść dalej, położyć bagaże do prześwietlenia, przejść dalej, tutaj celnik kazał otworzyć nam 1 z toreb - nie było problemu - i dalej już z walizkami do autobusu.

Granica kambodżańsko-wietnamska.
Jadąc już przez Wietnam pierwsze wrażenia - dużo czyściej niż w Kambodży, mnóstwo motorów no i najważniejsze - gdzie są tuk-tuki??? Jakoś ich zupełnie nie widać...
Dotarliśmy do Sajgonu - ogromne miasto, największe w Wietnamie ponad 6,5 mln ludzików.
Dość długo jechaliśmy przez samo miasto aby dotrzeć do miejsca w którym wysiadaliśmy. Sajgon przywitał nas lekkim deszczem, było już po 19 więc ciemno.
Po wyjściu od razu zaatakowali nas motocykliści - koniecznie chcą nas zawieźć do hotelu
Ale jak?! Z takimi bagażami?? Dla nich oczywiście nie było problemu ;)
Jeden wziął wszystkie bagaże na swój motor - 2 największe walizki na siedzenie, 3 bagaż włożył z przodu między nogi. I jechał w ten sposób, że lewą ręką podtrzymywał tylne walizki, prawą trzymał torbę z przodu a jak kierował - nie mam pojęcia ;)

Torba, która stoi też pojechała tym motorkiem.
My jechaliśmy z tyłu, drugim motorkiem w trójkę + plecak. Całą drogę do hotelu byliśmy w strachu, czy torby nie spadną, czy się tym motorkiem gdzieś nie rozbije, czy nam nie ucieknie i czy w ogóle jedziemy do właściwego hotelu...
W czasie jazdy bagaże zaczęły się zsuwać więc zatrzymaliśmy się. Jako tako zostały ponownie umocowane i pojechaliśmy dalej.
Jedziemy, jedziemy - nagle - łup!
Spadły nasze drogocenne walizki... Na szczęście dokładnie pod naszym hotelem. Nic się nie uszkodziło więc spoko.
Hotel znalazłem i wynająłem przez neta. Warunki raczej kiepskie chociaż z zewnątrz prezentuje się całkiem nieźle.

Nasz nowy dom na początek w Wietnamie.
Cena - 24,5$ ze śniadaniem. Pokoik malutki, łazienka, klimatyzacja, internet, telewizor. Na miejscu można w niższej cenie znaleźć lepsze hotele jest ich tu mnóstwo ale od czegoś trzeba było zacząć - to tylko na 2 noce.

Luksusowy apartament.

Rozpakowaliśmy się i ruszyliśmy "w miasto". Trochę było już późno a my dość zmęczeni więc za wiele nie zobaczyliśmy.
Ale być w Sajgonie i nie zjeść sajgonek? A do tego obowiązkowe piwo marki "Sajgon" ;)

Sajgonki i Sajgon w Sajgonie.

Miasto jest głośne, mnóstwo barów, pubów, hoteli, sklepików no i białych ludzi. A do tego miliony motorków.
Więcej o Sajgonie w następnej relacji.
Krótki filmik z pierwszego dnia:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz