czwartek, 9 maja 2013

Weekend majowy cz. 1 [Santa-Fe => Hagnaya => Cebu => Puerto Princessa => El-Nido]

[30.04.2013] Przygotowania...
Zanim wycieczka sie rozpoczęła to prawie, że już się skończyła. Zadzwoniła Olga, że skończyła mi sie wiza i jest nieważna, zapomniała przedłużyć a bez ważnej wizy paszport jest do d...
Co robić? Trudno, tradycyjnie idziemy na żywioł - zamiast paszportów bierzemy polskie dowody osobiste. Na dowodach jest kilka słów po angielsku wiec może damy radę... Kto nie ryzykuje ten... w kozie nie siedzi ;)

I etap podróży zaplanowany był następująco:
5 rano prom, później taxi do Cebu na lotnisko.
12:20 samolotem na Palawan [Puerto Princessa].
Nieopatrzenie dzień wcześniej spytałem sie Romiego czy zna jakiegoś taksówkarza - oczywiście zna i załatwi wszystko! Powiedział, że o 4 rano przyjdzie nas obudzic i o 4:30 tricyklem jedziemy do portu.




[01.05.2013]
Obudziliśmy się nieco wcześniej, przed 4. Szybko jeszcze odpalam kompa żeby sprawdzić jak sobie radzi Borussia - spoko, końcówka pierwszej połowy 0:0 jest ok. Nie dzwonie już do taty po wynik.
Pakujemy się o 4:30 do tricykla i ruszamy do portu.


 W porcie w oczekiwaniu na prom.


Na promie - płyniemy w kierunku przygody ;)


Wschód słońca.





W połowie rejsu woła mnie Romi - Jarek jest problem - taksówkarz, który miał po was przyjechać nie może bo coś mu wypadło ważnego. Ale tam na miejscu poszukam czegoś. Stwierdzam, że ok (bo nie mam innego wyjścia) i płyniemy dalej. Tak właściwie to nie wiem czemu on chciał koniecznie z nami płynąć, chyba martwił się, że sobie nie poradzimy ;) No ale bilety na prom w 2 strony trzeba mu opłacić. Po dopłynięciu Romi szybko wyskoczył i znalazł auto, krzyczy - Jarek, szybko, dobra cena! Ile? pytam, - 2.000 peso. Mówię, do właściciela pojazdu, że za dużo. Myśli, myśli - 1.700 peso. Aga, nie, za dużo! 1.500 - rzucam, myśli, myśli, myśli - OK! No to się pakujemy, fajny busik z klimatyzacją i tylko my we dwójkę. Podbiega Romi - Jarek, nie będzie problemu jak razem z wami zabierze się jeszcze mój kuzyn? - No, nieee... Wiec ruszamy w trójkę ;) Kierowca okazało się, że jest policjantem. Pędził ile fabryka dała, zawiózł nas pod same lotnisko.
Lotnisko w Cebu.


Byliśmy sporo przed czasem. Na lotnisku umówiliśmy sie z Olgą - żeby dac jej kasę na przedłużenie mojej wizy i żeby dała Agi paszport. Może jeden wystarczy :)
O 10.20 powinien pojawić się nasz lot na tablicy z numerem bramki. ale nie pojawia się.
 
 
Idę do biura linii lotniczych. Pani mówi, spoko zaraz będzie. No ok, i tak jeszcze Olgi nie ma (a powinna już być), czekam dalej. Do lotu pozostała godzina, Olga przyjechała, lotu na tablicy nie ma nadal. Idę znowu do biura - pani na to - spoko, spoko lot się nie pojawił ale można iść do odprawy. Zapomniałem, przecież to Filipiny!
Odprawa bagażowo-paszportowa: bilety i paszporty proszę!
Bilety spoko i daje dowody osobiste. Hmmm... hmmm... no ok. Przeszło!
No to luzik.
W oczekiwaniu na samolot (lecimy liniami ZestAir).



Przed wejściem do samolotu jeszcze 17 różnych kontroli i możemy już wyjść na płytę lotniska.



 W samolocie ludzi niewiele, ok. 30. Chodzimy po całym samolocie, cykamy fotki.





Sam lot bez większych ekscesów, skrzydło nie odpadło, przy lądowaniu nie zahaczyliśmy o brzozę.

Plan pobytu na Palawanie miałem opracowany w najdrobniejszych szczegółach a mianowicie:
po pierwsze - wysiadamy z samolotu, po drugie idziemy do toalety, po trzecie - zobaczymy co się dalej wydarzy ;) Pierwsze 2 punkty zaliczone i teraz obserwujemy co się stanie. Lotnisko w Puerto Princessa jest malutkie, coś jak dworzec PKS. Samoloty latają tylko w dwóch kierunkach: Manila albo Cebu wiec ruch nie jest zbyt duży.


Na Palawanie sa 2 główne atrakcje:
podziemna rzeka (jeden z 7 nowych cudów świata) - 3 godziny  drogi busem,
El-Nido - raj na ziemi - góry, morze - no cudownie po prostu - 6 godzin jazdy busem.
Miałem malutką nadzieje, że ogarniemy obie rzeczy. No niestety, tak jak przypuszczałem - podziemna rzeka to jest całodzienna wyprawa i jest problem z biletami a poza tym z przeczytanych opinii wydawało mi się, że szału tam nie ma. No wiec decydujemy się na El-Nido.
Pakujemy się do busa (dostaliśmy oczywiście specjalnie dla nas super cenę, niesamowitą okazję po prostu ;). Bus nas wiezie do jakiegoś hotelu i tam mamy czekać na następnego, który zawiezie nas do raju. W międzyczasie mamy okazje coś zjeść w restauracji. Warunki bardzo dobre. Jedzenie zamawiam według sprawdzonego schematu - losowo. Dostaliśmy 2 porcje kurczaków z ryżem w
stylu KFC - ale zdziwienie - przepyszne!



Najedliśmy się i wsiadamy - miejsc jest tyle ilu chętnych ale są miejsca lepsze i gorsze - gorsze to dostawki a jedziemy przecież 6 godzin! Mi trafiło się bardzo wygodne miejsce a Aga na dostawce (za kare!). Zrobiła smutną minę i Anglik, który siedział koło mnie zamienił się miejscami! Jest super.


Ruszamy. Oprócz nas jechali jeszcze: gruby Murzyn (200 kg wagi) z dziewczyną, 3 Filipinki, Anglik i inny Anglik. Stajemy na stacji tankujemy a Anglik zajarzył, że nie ma gotówki i dowiedział się że w El-Nido nie ma bankomatów. Wracamy, w pierwszym bankomacie nie wypłaciło kolejny w ogromnym centrum handlowym - udało mu się, wypłacił ale wyszły też te 3 Filipinki. Czekamy, czekamy, czekamy. Po 40 minutach wróciły zadowolone - stały w kolejce i kupiły sobie tutejszą podróbkę KFC. Super, luzik - Filipiny!
Styl jazdy kierowcy - niesamowity. Wciska gaz do dechy - zakręt - nie hamuje! Dopiero jak już nie ogarnia i wypadamy z toru jazdy - przyhamowuje. W połowie drogi zatrzymujemy się w barze na postój, jedzenie. Zaczyna robić się ciemno. Siedzimy, coś tam spożywamy. Zgasło światło. Nie ma prądu. Obsługa wyciąga świeczki i rozstawia wszędzie. Luz.


Na tej wyspie jest deficyt prądu i w godzinach 6:00 do 14:00 nie ma nigdy prądu a w miedzyczasie również czesto jest wyłączany ;) Nic nas nie dziwi, ruszamy dalej. I tu zaczyna sie podróż, która oddziela meżczyzn od chłopców. Skończył sie asfalt. Ciemno. Droga bardzo mocno dziurawa, posypana żwirkiem i kamieniami. Kierowca nie zmienia swojego stylu jazdy. Trzęsie, rzuca, kamienie stukają o podwozie w zakręty wchodzimy często z piskiem opon. Czesem robi się naprawdę niebezpiecznie. Wolę nie patrzeć na drogę. Podróż dłuży się.
W końcu dojeżdżamy do "celu". Wysiadamy na jakimś "zadupiu" obok budowy. Ciemno, żadnych zabudowań nie widać, raju tym bardziej ;)
Stsoujemy sprawdzoną metodę (ciągle jest udoskonalana) - siadamy na murku obok kierowców tricykli, zapalamy papierosa i czekamy na dalszy rozwój wydarzeń bo przecież coś się musi wydarzyć! W koncu zimno nie jest, deszcz nie pada (niestety!) możemy nawet i tutaj się przespać.
 

Po chwili zostaliśmy sami z Filipińczykami. Nawiązuje się rozmowa, skąd jesteśmy i dokąd zmierzamy. Powiedzieliśmy czego szukamy w jakich pieniądzach i ustaliliśmy stawkę za kurs - ruszamy na poszukiwanie noclegu. Pierwsze 2 miejsca w pełni zajęte, kolejne - masakra totalna, później takie, że ujdzie w tłoku - łóżko, wentylator, kawałek łazienki. Szukamy dalej, jeszcze ze trzy miejsca ale wszystkie tragiczne. Wracamy do tego małego pokoiku.
Ciemna uliczka prowadząca do naszego "hotelu".


 A to już wejście do pięciogwiazdkowego hotelu:

 A oto i nasze ekskluzywne pokoje. Po lewej klimatyzacja ;)


Zostawiamy tobołki z nadzieją, że tak od razu to nas nie okradną i idziemy obczaić miasto.
Miasto-wioseczka jak to na Filipinach - przeważnie brudno ale jest trochę w miarę normalnych sklepików, dużo barów. No i dużo turystów. Oczywiście białych. Idziemy nad morze, knajpy. Robimy clubbing. Siadamy w pierwszej z brzegu. Piwo po 50 peso. Idziemy do następnej - 55 peso. W kolejnej nikt nie podszedł do nas idziemy dalej. Gra orkiestra w stylu karaibskim - dredy, muzyka reagge. Piwo 60 peso ;) Jesteśmy zmęczeni a rano przed 8-mą trzeba wstac bo o 9 wyruszamy w rejs, który nazywa sie Island Hopping, tzn. wypływamy w morze i ziwedzamy różne ciekawe miejsca.
W końcu ten raj trzeba zobaczyć!


[02.05.2013]
Rano wstajemy o 7. Nie ma prądu, Aga potrzebuje kawy (zabrała ze sobą). Poszła do tubylców, dostała filiżanki i gorącą wodę. Kończymy kawę i pytam się chłopaka z naszego "hotelu" o której ruszamy i skąd. Jakoś ciężko było się dogadać w końcu mówię, że będziemy tu przed 9. Biegniemy coś zjeść bo mało czasu. Jest stoisko z hot-dogami - czekamy chwile no ale nie ma prądu przecież! Idziemy do knajpy. Śniadanie europejskie, jajka smażone 1 plasterek sera + 1 plasterek podróbki szynki + trochę dżemu. Ale knajpka fajna, z widokiem z góry na ocean i góry. Ceny ogólnie dużo wyższe niż "u nas" na wyspie. Turystyczna miescowość w końcu.






Bieguśkiem wracamy, chłopak prowadzi nas do przystani, dostajemy maski i rurki do nurkowania, pakujemy się na łódź. Płynie nas w sumie 7 osób + 2 osoby załogi. Na łodzi jest wygodnie, nie jest pełna. W planie jest odwiedzenie 5 miejsc i około godz. 16 powrót.




Widoki super, skały wystające z morza, naprawde fajne. Zatrzymujemy sie, znaczy kotwica na dno. Bierzemy maski i idziemy snoorklingowac. Zaskoczenie - maski i rurki bardzo fajne, pływa sie super, pod nami rafa, ryby i inne stworzenia na wyciągniecie reki. Wrażenia niesamowite. A do tego można po prostu leżec na wodzie i patrzec w dół. 30 minut - płyniemy dalej. Postój. Mamy złożyc obuwie (klapki znaczy sie) i iśc/płynąc w do ukrytej laguny. Faktycznie po dnie nie da sie iśc, ostre. Ogromna skała a na dole malutki otwór, przez który trzeba sie przedostac do ukrytej laguny. Aparatu nie mogłem wziąc bo trzeba tam dopłynąc a jak wiadomo nikt nie sprezentował mi jeszcze obudowy wodoodpornej na aparat ;) Wrażenie z tej laguny - bez szału, małe jeziorko otoczone skałami ale głeboko.
Płyniemy dalej na kolejną wysepke, tutaj postój 1,5 godziny - my idziemy pływac - załoga przygotowuje jedzenie z grilla. No tutaj to był szok z widokami pod wodą. Całe półtorej godziny jako jedyni z wyciecczki siedzieliśmy z Agą w wodzie aż na zawołali na obiad. Widoki trudne do opisania. Czasem, płytko czasem głeboko. Rafa bardzo kolorowa, wygląda z góry jak zadbany ogromny ogród. Rewia barw, wszystko sie mieni, woda czyściutka promienie słoneczne przebijają sie przez wode i oświetlają wszystko. Cudowne uczucie, porównywalne chyba z tym jakby było sie ptakiem (chociaż nigdy nie byłem). Na wszystko patrzy sie z góry, jedno machniecie rekoma i zupełnie nowe widoki. Czuc ogromną przestrzeń, głebie. A do tego mnóstwo różnistych ryb i rybek. Nie dziesiątki, nie setki ale dosłownie widziałem ich tam tysiące. Przepływały koło mnie ławice małych rybek, niżej wieksze ryby, na dnie coś sie rusza. I wszystko to jest tuż obok mnie, nie trzeba niczego szukac, wystarczy leżec i patrzec.
 


Załoga łodzi też sprawiła się przednie. Jedzonka było dużo i smaczne. Ryby w całości, kalmary, świnia, trochę warzyw i owoce: ananasy i arbuzy. Najedliśmy się porządnie i ruszyliśmy dalej.
 


Kolejne ciekawe miejsce: zakotwiczyliśmy i trzeba było wyskakiwać z łodzi do wody i można było już tylko płynąc. Po ok 50 metrach dopłynęliśmy do przejścia szerokiego na jakieś 2 metry i wewnątrz znajduje się dość spora, głęboka laguna otoczona skałami. Nie ma tam nigdzie miejsca żeby wyjść. Długość to około 200 metrów, więc płyniemy do końca. Jest głęboko ale wzięliśmy ze sobą maski i co jakiś czas trzeba patrzeć pod wodę żeby nie przywalić w skały bo nie wiadomo co jest pod nami. W połowie drogi jest odgałęzienie w lewo tak na około 100 metrów ale płyniemy dalej. W jednym miejscu można było stanąć pośrodku wody - wystawały skały. Na samym końcu - nagroda - maleńka jaskinia do której można wpłynąć ale też nie bez problemu - wystają bardzo ostre skały - trzeba uważać i potrzeć w wodę. Jaskinia kończy się małą grotą - też głęboko. Ciekawe uczucie - jesteśmy pod ziemią w wodzie, ciemno... ;) Wracamy, zaliczyliśmy również tą odnogę w lewo. Na łódź i ok. 16-tej byliśmy z powrotem na brzegu, po wycieczce.
Do pokoju nie ma co wracać bo trochę mały i nie ma się w nim jak okręcić. Usiedliśmy ochłodzić się przy zimnym piwie w barze nad morzem.



Ruszyliśmy w miasto żeby znaleźć na jutro rano transport z powrotem do Puerto Princessa bo o 14.20 mamy samolot do Cebu. Kupiliśmy bilety na 5 rano (znowu trzeba będzie o 4 wstac). Popatrzyliśmy też na maski do nurkowania tak nam się spodobało. Były ale za jakieś 200zł - myślę, że na Boholu będą tańsze.
Szybka przekąska "na mieście"


Na chwile poszliśmy do pokoju - brak prądu ;/ Ogarnęliśmy się szybko i z powrotem nad morze. Popatrzyliśmy, posiedzieliśmy ale zmęczenie dawało znać o sobie. W drodze powrotnej wstąpiliśmy na godzinny masaż całego ciała ;) Musze stwierdzić, że był to najlepszy masaż w moim życiu (szczególnie, że pierwszy).




Wróciliśmy do pokoju - prąd już doszedł - podłączyłem sprzęt do ładowania, umówiłem się jeszcze z hotelowym, żeby na 4.30 załatwił trycykla - potrzebowaliśmy transportu do busa.

[03.05.2013]



Rano o 4.20 wyszedłem zobaczyć czy wszystko ok. Oczywiście hotelowy gdzieś spał, pojazdu nie było. Ruszyłem na poszukiwania. Po jakimś czasie znalazłem 3 ze śpiącymi kierowcami. Obudziłem jednego, wróciliśmy do hotelu po bagaże i Age i ruszyliśmy na przystanek busowy. Bus był dużo mniej wygodny, ciasny a dla mnie bardzo ciasny. Ale za to kierowca jechał normalnie, bez szaleństw. W połowie drogi pani obok mnie, Filipinka do uprzednio przygotowanego woreczka oddała to co wcześniej zjadła poprzez otwór gębowy. Ok, jedziemy dalej nic się nie stało.
Podróż skończyła się na jakimś dworcu w Puerto Princessa. Nie bardzo wiedziałem gdzie jesteśmy, jak daleko do lotniska. W telefonie w mapach Google namierzyłem gdzie jestem ale lotniska już nie znalazłem.



Poszedłem do kierowców, ustaliliśmy stawkę za kurs na lotnisko i ruszyliśmy tricyklem. Po około 20 minutach dotarliśmy na lotnisko.





W oczekiwaniu na samolot, przed lotniskiem.



No i za chwilę odlecieliśmy w kierunku Cebu. Ale to już będzie w kolejnej opowieści a zapewniam, że będzie jeszcze bardziej ekscytująca ;)

Na koniec film z El-Nido:

4 komentarze:

  1. Relacja świetna! Super się czytało i oglądało zdjęcia. Tylko filmikowi przydało by się trochę montażu. Czekam na kolejną część i zabieram się za czytanie raz jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To Twoja najlepsza relacja z "Finlandii". Czyta się jak felieton Cejrowskiego...( chronologia wydarzeń itp. ). Mógłbyś dodać tylko więcej zdjęć z wyprawy łodzią (te co mi Aga pokazywała no FACEBOOKU). No i mam propozycje dla osób , które czytają twojego bloga ....składka po 1 PLN za każdą relacje , którą się przeczyta , a kasa ma być przeznaczona na aparat fotograficzny do podwodnych zdjęć ........:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najciekawsze zdjęcia powrzucam do osobnego albumu - robi się. Filmy będą lepiej montowane już niedługo, zbieram ekipę brakuje mi jeszcze tylko 2-go reżysera ;)
    A składaka - to najlepszy pomysł! Kasiorę proszę wrzucać do otworu w komputerze po stacji dyskietek z moim adresem.

    OdpowiedzUsuń